Mija już dziesięć lat, od kiedy A. Rogińska stara się zarazić tańcem sulechowian. A wszystko stało się przez przypadek, a właściwie przez koleżankę ze studiów. – Kiedyś znajoma powiedziała do mnie takie słowa: u nas to się nic się nie dzieje, nawet nie ma gdzie potańczyć – wspomina instruktorka. – Tak mnie to wtedy „nakręciło”, że postanowiłam coś z tym zrobić! Chodziłam do domu kultury, podpytywałam o możliwości i ku mojemu zaskoczeniu wszystkim pomysł ze szkołą tańca bardzo się spodobał. Więcej w świebodzińsko-sulechowskim wydaniu „Tygodniowej”.
(ks)